Co trzyma Ciebie?
Dziś pomyślałam, że przypomnę Ci anegdotę Juliana Russella „Powódź”, która mam nadzieję, Cię zainspiruje.
Czytając, pomyśl jak Ty reagujesz na to co Cię spotyka?
Bo niestety nie zawsze reagujemy tak jak moglibyśmy zareagować.
Dlaczego?
Jeżeli chodzi o Ciebie to tak naprawdę Ty znasz odpowiedź.
Ja z różnych doświadczeń także moich wiem, że czasem nie zauważamy możliwości, nie bierzemy na siebie odpowiedzialność, narzekamy, obwiniamy innych i cały świat, trzymamy się schematów, które nas po prostu blokują.
Co trzyma Ciebie?
Zanurz się w historię. Zapraszam Cię
„W samym sercu Afryki znajduje się bardzo sławne miasto. Jest ono znane z kilku powodów. Po pierwsze, bo jest w samym środku geograficznego centrum kontynentu. Po drugie, jest to miasto skrajności: jest tam albo bardzo, bardzo gorąco, albo bardzo, bardzo zimno; bardzo, bardzo mokro, albo bardzo, bardzo sucho; bardzo, bardzo wietrznie, albo zupełnie bezwietrznie.
Na północy znajdują się wysokie góry, gdzie woda zbiera się z opadów deszczu lub śniegu i formuje rzekę, która płynie dokładnie przez środek miasta.
Nie wiem czy czytaliście o tym mieście ostatnio w gazetach lub czy widzieliście je w telewizji, albo słyszeliście o nim w radio, ale kilka tygodni temu zdarzył się tam wielki kryzys.
Deszcz zaczął się wysoko w górach; potężny, nieprzerwany. Padało całymi dniami, a rzeka się podnosiła, aż przerwała brzegi. Władze się zaniepokoiły, więc wysłano autobusy, by ewakuować wszystkich ludzi. Wszyscy wyjechali autobusami, z wyjątkiem kilku osób, które odmówiły opuszczenia swoich domów, twierdząc, że kryzys minie.
Wśród nich był staruszek, który miał niewzruszone poglądy. – Nie wyjeżdżam. – powiedział władzom.
– To moje miasto, to mój dom i ufam Bogu, wierzę w Niego. – Bóg mnie ocali. Nigdzie się nie wybieram!
A więc władze wyjechały, razem ze swoimi autobusami.
Ciągle padało, padało i padało. A rzeka się podnosiła coraz wyżej, wyżej , i wyżej. Aż do połowy następnego dnia, kiedy woda sięgnęła połowy wysokości domów. Wszyscy, którzy zostali, uszczelniali okna na parterze, czekając na pomoc.
Władze martwiły się, więc wysłano łodzie, by uratować tych wszystkich ludzi. I zabrano wszystkich w bezpieczne miejsce. Z wyjątkiem jednego staruszka.
– Nie wyjeżdżam. – To moje miasto, to mój dom i ufam Bogu, wierzę w Niego. – Bóg mnie ocali. Nigdzie się nie wybieram!
Więc władze wyjechały, zabierając łodzie.
Padało, padało i padało. A rzeka się podnosiła coraz wyżej, wyżej , i wyżej. Aż do połowy następnego dnia, kiedy woda sięgnęła prawie czubka dachów. A staruszek siedział na szczycie swego domu okrakiem, z jedną nogą z każdej strony.
Władze martwiły się bardzo, więc wysłano helikopter, by uratować staruszka. Leciał nisko, poruszając wodę wokół, strasząc ptaki swoim warkoczącym i świszczącym dźwiękiem, a z drzwi bocznych helikoptera spuszczono mężczyznę na linie.
– Skacz! Skacz! Uratuję Cię. – powiedział ratownik. Ale staruszek był niewzruszony i odesłał helikopter machnięciem.
– Nie wyjeżdżam. – To moje miasto, to mój dom i ufam Bogu, wierzę w Niego. – Bóg mnie ocali. Nigdzie się nie wybieram!
No więc władze i helikopter odleciały.
Padało, padało i padało. A rzeka się podnosiła coraz wyżej, wyżej , i wyżej. Aż do… Cóż, w skrócie mówiąc, staruszek utonął…
A jego dusza udała się do miejsca, gdzie udają się dusze. Był zły. Był naprawdę bardzo zły. Ktoś go zawiódł! I za co go to spotkało? Za całą jego wiarę i zaufanie! Za co?
Walił w Bramę niebios, budząc wszystkich, którzy mogli spać. Wielkie drewniane Wrota otwarły się zwolna na zawiasach z głośnym zgrzytem. Staruszek natychmiast zażądał widzenia z Bogiem. – Mam z Nim do pogadania. Chcę Go natychmiast zobaczyć. Wpuście mnie! W wielki czas!
Święty Piotr, ten który kierował ruchem w Bramie, miał najwyższe kwalifikacje w rozumieniu ludzkich zachowań.
– Ok. ok. – powiedział wyczuwając złość i frustrację w głowie staruszka. – Widzę, jaką złość odczuwasz, i muszę powiedzieć, że gdybym patrzył na sprawy z twojego punktu widzenia, to też bym się tak czuł.
– Nie owijaj w bawełnę! – powiedział starszy pan. – Chcę się zobaczyć z Bogiem i to teraz. Chcę mu powiedzieć co myślę.
– Dobrze, dobrze. Zobaczę, co da się zrobić. – powiedział Święty Piotr wybierając połączenie z apartamentem Najwyższego. – Halo, Panie Boże. Przepraszam, że przeszkadzam, ale mam tu faceta, który twierdzi, że go zawiodłeś. On jest naprawdę zły i mówi, że ma z Tobą na pieńki. Co mam zrobić?
– Przyślij go na górę – odpowiedział Bóg.
Święty Piotr wsadził staruszka do niebiańskiej windy i wcisnął guzik do apartamentu na samej górze. Winda pomknęła w górę. Po chwili, która wydała mu się wiecznością, drzwi się otwarły i starszy pan znalazł się twarzą w twarz z Bogiem.
Ponownie wybuchł gniewem. – Panie, mam z Tobą na pieńku. Jak mogłeś mi to zrobić! Zawiodłeś mnie. Ja Ci zawierzyłem, ufałem Ci, wierzyłem w Ciebie. Myślałem, że mnie ocalisz, a Ty mnie zawiodłeś. W wielki czas!
Bóg pozostał spokojny i patrzył nieruchomo na człowieka. Kiedy staruszek skończył, Bóg powiedział tylko – Co masz na myśli mówiąc, że cię zawiodłem? Czy nie nauczyłeś się używać darów, które ci dałem: pięciu zmysłów, mózgu i innych zasobów świata wokół ciebie?
– O czym Ty, u diabła, mówisz? – starzec zażądał odpowiedzi.
– Najpierw wysłałem ci autobusy, potem wysłałem ci łodzie, w końcu wysłałem helikopter. W kolejnym życiu zrobisz lepiej, jeżeli weźmiesz za siebie trochę większą odpowiedzialność”.
Jakie możliwości ostatnio przemknęły obok Ciebie?